Podczas burzliwej debaty w polskim parlamencie premier Donald Tusk nie przebierał w słowach, oskarżając konserwatywną partię Prawo i Sprawiedliwość (PiS) o bycie „płatnymi zdrajcami i rosyjskimi sługami”.
Podczas debaty poprzedzającej głosowanie premier Donald Tusk mówił o rosyjskich wpływach w PiS. Szef rządu zapowiedział utworzenie przy prokuraturze nowej służby oraz komisji do zbadania wpływów rosyjskich i białoruskich w ławach opozycji.
„Mamy do czynienia z zarządzaniem partią polityczną, która od wielu, wielu lat działa u nas w Polsce pod wpływem interesów rosyjskich” – stwierdził Tusk.
Po wystąpieniu Tuska Polska znalazła się zatem w nadzwyczajnej sytuacji, w której możliwe są dwa rozwiązania:
Opcja pierwsza: Słowa premiera zostaną potraktowane poważnie, co oznaczałoby to, że służby dokonają aresztowań decydentów z ostatnich lat i udowodnią ich powiązania z Rosją, przedstawiając przed sądem dowody zdrady stanu. W konsekwencji pojawi się koncepcja delegalizacji PiS, a to właśnie wydaje się, że rząd działa według scenariusza napisanego na Kremlu.
Opcja druga: Po dramacie wystąpienia premiera zruszyć ramionami i przyznać, że oskarżenia o służenie rosyjskim interesom weszły po prostu do politycznego folkloru w Polsce. Jako rezultat opcji drugiej nie będzie można poważnie traktować państwa polskiego.
![]()