Estonia, Łotwa i Litwa zażądały odpowiedzi od Pekinu po tym, jak wysoki rangą chiński dyplomata zakwestionował suwerenność państw poradzieckich.
W wywiadzie dla francuskiej sieci TF1 Lu Shaye, ambasador Chin we Francji, powiedział, że byłe republiki radzieckie nie mają „obowiązującego statusu” w prawie międzynarodowym.
„W prawie międzynarodowym nawet te kraje byłego Związku Radzieckiego nie mają statusu, skutecznego statusu w prawie międzynarodowym, ponieważ nie ma międzynarodowego porozumienia, które urzeczywistniałoby ich status suwerennego kraju” – powiedział Lu w wywiadzie wyemitowanym w piątek .
Jego komentarze wywołały furię w krajach bałtyckich, z których wszystkie trzy są byłymi republikami radzieckimi i obecnymi członkami Unii Europejskiej.
Każdy z nich wezwie czołowego chińskiego dyplomatę w swoich stolicach – powiedział Edgars Rinkēvičs, łotewski minister spraw zagranicznych.
„Biorąc pod uwagę niedopuszczalne wypowiedzi ambasadora Chin we Francji na temat prawa międzynarodowego i suwerenności narodowej, Ministerstwo Spraw Zagranicznych Łotwy wezwało w poniedziałek upoważnionego charge d’affaires ambasady Chin w Rydze do złożenia wyjaśnień. Ten krok jest skoordynowany z Litwą i Estonią” – napisał Rinkēvičs na Twitterze.
Wcześniej powiedział, że uwagi te są „całkowicie nie do przyjęcia”, a Ryga zażądała „wyjaśnień ze strony chińskiej i [całkowitego] wycofania tego oświadczenia”.
Awantura ma miejsce przed poniedziałkowym spotkaniem ministrów spraw zagranicznych UE w Luksemburgu, na którym zostaną omówione stosunki UE-Chiny.
Pojawia się również w czasie, gdy członkowie UE są podzieleni co do tego, czy nadal polegać na Chinach, aby pomóc zakończyć rosyjską inwazję na Ukrainę.
Prezydent Francji Emmanuel Macron prowadził wysiłki na rzecz zaangażowania Chin, udając się w tym miesiącu do Pekinu, aby spróbować skłonić prezydenta Xi Jinpinga do wykorzystania swoich wpływów na rosyjskiego odpowiednika Władimira Putina w celu zakończenia wojny – ale jak dotąd wysiłki te zawiodły.
Podejście Macrona wzbudziło kontrowersje, szczególnie na wschodniej flance UE, gdzie stolice są generalnie bardziej jastrzębie w stosunku do Rosji i Chin.
„Jeśli ktoś jeszcze zastanawia się, dlaczego kraje bałtyckie nie ufają Chinom, by „załatwiły pokój na Ukrainie”, oto chiński ambasador argumentujący, że Krym jest rosyjski, a granice naszych krajów nie mają podstaw prawnych” – napisał na Twitterze litewski minister spraw zagranicznych Gabrielius Landsbergis.
Margus Tsahkna, minister spraw zagranicznych Estonii, powiedział lokalnym mediom Delfi, że „to smutne, że przedstawiciel Chińskiej Republiki Ludowej ma takie poglądy. Takie stanowisko jest niezrozumiałe”.
W tym samym wywiadzie Lu wykpił, gdy zapytano go, czy Krym – ukraińskie terytorium zaanektowane przez siły rosyjskie – jest częścią Ukrainy.
„To zależy od tego, jak postrzegasz problem” – powiedział Lu, dodając naciskany przez dziennikarza Dariusa Rochebina, że „to nie jest takie proste” i że Krym był „na początku rosyjski”.
Chiny oficjalnie uznały granice Ukrainy – w tym Krym – w grudniu 1994 r. w ramach porozumienia o denuklearyzacji, zgodnie z którym Kijów oddał trzeci co do wielkości arsenał nuklearny na świecie w zamian za gwarancje bezpieczeństwa ze stolic, w tym z Pekinu.
![]()